Drogi Pamiętniku
Dzisiaj obchodzę swoje szesnaste urodziny. Jak to mówią dorośli- wiek buntu, złości, podejmowania własnych i czasami nieprzemyślanych decyzji. Jednak jak odbieramy to my, młodzież pełna marzeń i nadziei?
Cofnijmy się na chwilę wstecz. Pamiętasz, ile razy dorośli nie pozwolili ci gdzieś wyjść lub wrócić trochę później do domu ? Wtedy potraktowałeś to jako niesprawiedliwość i kompletny brak zrozumienia ze strony rodziców. Poczułeś złość, zamknąłeś się w sobie, zbuntowałeś się, a potem zacząłeś kłamać i sam na własną rękę, rozpocząłeś odkrywać smak pierwszych zakazanych owoców. Swój wolny czas spędzałeś na dyskotekach ze znajomymi, pijąc dużo alkoholu. Jednak to już ci nie wystarczyło. Postanowiłeś zaryzykować bardziej, dorzucając do piwa ekstaz, a czasami wciągałeś albo paliłeś nieznane dla siebie substancje. Nie znałeś umiaru ani granicy swojego uzależnienia. Twoje zamiłowanie do koszykówki, rysowania i wszystkiego, co kiedyś robiłeś, zmieniły się na rzecz dopływu dużej ilości gotówki na dalsze eksperymentowanie z narkotykami. Pieniędzy brakowało, nie wystarczyło nawet na jedną działkę, a dwieście złotych, które dostałeś jako kieszonkowe, to było nic. Twoje pragnienie stawało się coraz bardziej gwałtowne: chciałeś więcej i więcej. Zatem w nocy wykradałeś pieniądze ze słoika rodziców i kupowałeś to czego tak bardzo pragnąłeś. To, co tak bardzo cię niszczyło i sprawiało, że stawałeś się coraz bardziej przezroczysty. Do twojej głowy wleciał przelotny pomysł pójścia na dyskotekę, by wyrzucić z głowy kilka udręk i zmartwień nazbieranych przez ostatnie parę tygodni. Lecz w tym samym momencie usłyszałeś dzwonek swojej komórki. Odebrałeś ją, słysząc w słuchawce polecenia, jakie musisz dzisiaj wykonać. Czyli nici z mojej dyskoteki- pomyślałeś, rzucając telefon na łóżko. Podszedłeś do komody, ubrałeś się w dżinsy i czarną , luźną bluzę, na której narysowane były zielone słuchawki. Zabrałeś resztę swoich rzeczy i wyszedłeś z domu. Twoje miasto spowite było w ciemności, które rozświetliły tylko gdzieniegdzie przydrożne lampy swoim bladym światłem.Na głowę założyłaś czapkę, a na to kaptur, tym samym maskując swoją twarz. Odwróciłeś się, by sprawdzić, czy nikt cię nie śledzi. Zauważyłeś w oddali za sobą zakapturzone postacie idące za tobą. Twoje tętno przyśpieszyło, oddech stał się głębszy i bardziej zdecydowany. Przyśpieszyłeś kroku. Byli już blisko. Zrozumiałeś, że właśnie w tej sekundzie, w tym momencie zaczęła się walka o twoje życie i dobro innych. Czułeś przypływającą w żyłach adrenalinę, lecz szedłeś dalej po długim prostym chodniku, który przy rogu skręcał w prawo. Przyśpieszyłeś kroku i prawie biegiem zniknąłeś twoim nieproszonym gościom z oczu, lecz nie na długo. Nadal siedzieli ci na ogonie, wiedziałeś to. Teraz już byłeś pewny, że cię śledzą. Czułeś, jak patrzą na każdy twój krok, nawet, gdy cię nie widzieli, a twoja intuicja nigdy cię nie myliła. Polecenia tego kolesia cię tu, ktoś miał czuwać, ale jakoś nikogo nie było widać. Zacząłeś rozglądać się dookoła z myślą, że może w końcu coś dostrzeżesz- jakieś tajemnicze znaki albo migające światła, które pozwolą zejść ci z pola widzenia, ucieczkę z tego bagna. Odwróciłeś się za siebie, tamtych dwóch nie było jeszcze widać, pewnie dlatego, że nie zdążyli dojść na zakręt. Napływała w ciebie coraz większa dawka adrenaliny, gdy nagle poczułeś kościste i zimne ręce, które wciągnęły cię w zaciemnioną szparę pomiędzy blokami. Przestraszony tym zajściem, zacząłeś się szarpać i chciałeś mi przywalić. Tak. Właśnie wtedy się spotkaliśmy. Krzyknęłam nie z bólu, lecz ze strachu. Zdziwiony, przyglądałeś mi się chwilę, a w twoich wielkich brązowych oczach dostrzegłam błysk mówiący " w samą porę". Nie mogłam wysłać mu tej samej miny, ponieważ znałam prawdę. Prawdę, która powali go na kolana. Ściągnęłam kaptur i pociągnęłam go w ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz